Jest dla mnie wyjątkowy z dwóch powodów. Pierwszy to fakt, że powstawał w prezencie urodzinowym dla mojej siostry. Tu wypada mi się przyznać, iż siostra ma urodziny obchodzi w początkach sierpnia, a dostała go początkiem września, więc bolesność jego powstawania ma w tym fakcie znamienny dowód.
Powód drugi - sznur to herringbone. Czyli technika, której od dawna zamierzałam "skosztować", a udało się z nią uporać właśnie teraz. Myli się jednak ktoś, kto pomyśli, że szło mi zgodnie z instrukcją. Niestety - schemat do wykonania twisted herringbone stich nie okazał się dla mego umysłu zbyt łatwy, więc robiłam go po swojemu. Na okrętkę, dłużej i pewnie utrudniłam sama sobie życie, ale liczy się efekt :)
Bez zbędnych słów przedstawiam Wam zatem klimaty jesieni w zieleni:
Element sutaszowy jak zwykle prosty i delikatny - z zazdrością patrzę, jak niektóre dziewczyny meandrują zawijaskami :) Ja jednak zawsze stawiam na minimalizm :) I nawet jak czasem coś pokombinuję, to zawsze pruję i zostawiam wersję light ;)
Ale póki co z zielenią jestem gotowa już jakiś czas, więc wyjścia nie mam :)
Pochwalę się jeszcze - mój ostatni naszyjnik zdobył wyróżnienie :)
I miło mi powitać kolejnych podglądaczy :)
Pozdrawiam serdecznie :)