I powstał "na już". Czyli w jeden wieczór - rach, ciach. Tym razem bez prucia i ciskania w kąt, na później. Nie było na to czasu, po prostu :) W środowy wieczór ubiegłego tygodnia zasiadłam do stołu i nie odeszłam póki stwór nie był gotowy :) W czwartkowy ranek ekspresowa fota (o tym niżej), po czym poszedł w świat i tyle go widziałam :)
Ceramiczna łezka otulona została hematytowymi koralikami fire polish, które są bazą dla jednego rządku drobnego ściegu koralikowej koronki.
Pewnie nie za bardzo to wszystko widać, ale na zdjęcia niestety nie miałam zbyt wiele czasu (patrz wyżej) i są, delikatnie mówiąc, słabo dopracowane. Z pewnością gdybym posiadała więcej umiejętności, to 7 rano, w pochmurny, nieco deszczowy i ciemny dzień nie byłaby przeszkodą. Podobnie jak i niezbyt czujący moją rękę aparat. W końcu dobry fotograf zrobi dobre zdjęcie i pudełkiem po butach, ale ...
Ja nie jestem dobrym fotografem, niestety :(
A pogoda dzisiejszego ranka, po ostatnich słonecznych dniach, przypomina mi sceny z najgorszcyh horrorów - zimno, ciemno, mokro, wieje ...
Strach się bać :)
Naszyjnik wykończyłam srebrną ekoskórką o satynowej strukturze. W rzeczywistości jest idealnie srebrzysta i bardzo przyjemna w dotyku.
Na koniec pozwolę sobie jeszcze przypomnieć o trwającym kasztankowym wyzwaniu. Są już pierwsze prace! Dziękuję Wam dziewczyny, że podjęłyście rękawicę :)
Z mojej strony natomiast trwają przygotowania do nagrody głównej - póki co zdradzę, iż zwycięzca będzie mógł sobie wybrać nagrodę spośród trzech (a może nawet i czterech, jak dobrze pójdzie) przedmiotów mojego autorstwa - myślę więc, że każdy znajdzie coś dla siebie :)
Pozdrawiam serdecznie i weny, dużo weny życzę :)
Cudny! Ale z Ciebie błyskawica ;-)
OdpowiedzUsuńCo do zdjęć - wierz mi, że są naprawdę w porządku. Jak czasem patrzę na moje zrobione przy zachodzącym słońcu na przykład ;-) to nie wiem, czy się śmiać, czy płakać, a uparta jestem i chcę wszystko i tak na blogu pokazać :-P
Przyznam, że już miałam myśli o tym, żeby się poddać i nie pokazywać tego naszyjnika, bo robienie dziesiątków zdjęć i ich selekcja doprowadzały mnie do szału; ale też się uparłam, a poza tym z pogodą niestety nie wygramy :)
UsuńNaszyjnik jest po prostu piękny, taki idealnie w moich klimatach, elegancki i w sam raz :) O Twoim wyzwaniu myślę i już nawet jest pomysł, tylko teraz pogoda pokrzyżowała mi plany, ale mam nadzieję, że jeszcze zdążę.
OdpowiedzUsuńDziękuję Aniu; cieszę się, że Ci się podoba :)
UsuńTrzymam kciuki, aby udało się zdążyć :)
Asiu, mi to się udało chyba tylko raz jeden - że tak na raz i już... Szczerze mówiąc to wygląda jakby pruty był z piętnaście razy :) Piękny i w sam raz do jesienno-zimowych ciuchów (czy jak to się teraz mówi: "stylizacji"). Ja już chyba mam kasztana dla Ciebie gotowego, czekam tylko na element wykańczający :) Ale skromny będzie bo jesienna wena przyjść na mnie nie chce...
OdpowiedzUsuńWiesz Aga, myślę, że gdyby nie presja czasu, to chyba prułabym po stokroć :) Poza tym miałam ograniczenia materiałowe, więc za bardzo nie było z czym poszaleć :)
Usuń'Szast prast' i jest. Nigdy mi się to nie udało. Przeważnie pruję po kilka razy, albo zrobię kawałek i zastanawiam się czy może tak być. Wiele prac napoczętych leży i czeka na decyzję - czyli, używając terminologii medycznej, rodzi się w bólach. A Twój ... proszę szybko, chociaż nie prosto i do tego pięknie. Pozazdrościć tylko.
OdpowiedzUsuńElu, ja myślę, że im dłużej się nad czymś zastanawiamy i analizujemy, to wówczas większe wątpliwości nas nachodzą :) A pudełeczko prac napoczętych też mam :)
UsuńFantastyczny naszyjnik! Pełna elegancja... U nas też okropna pogoda, szaro, buro i ponuro, no i na dodatek okropnie zimno!
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńOj zimno, zimno, trzeba się ratować :)
Ooo!!! Jakie cudo!!! Nie mogę przestać podziwiać :)
OdpowiedzUsuńBardzo Ci dziękuję :)
UsuńJoasiu, toż to cudo wyszło spod Twoich rąk. Jest piękny i jak na moje pojęcie o sztuce robienia biżuterii, jest świetnie wykonany - a jako że o szyciu mam jakieś pojęcie, to podziwiam misterną drabinkę.
OdpowiedzUsuńPiękny :)
Na wyzwanie coś zrobiłam i będę próbowała dzisiaj wrzucić :)
Pozdrawiam serdecznie i miłego wieczora życzę - Marta.
Martuś, dziękuję Ci serdecznie :)
UsuńPochwała ściegu z ust fachowca to niebywały komplement :)
Pozdrawiam :)
Kolejny dowód na to, że rzeczy proste są najlepsze! Prosto i na temat, fajny wisior, po prostu :)
OdpowiedzUsuńDzięki Asiu; z prostotą jakoś mi po drodze :)
UsuńAsiu wisior jest śliczny! Ale ja Cię muszę pochwalić za zdjęcia.Kochana! Nie wszyscy potrafią zrobić takie zdjęcia przy dobrych i sprzyjających warunkach, a Ty o 7 rano, gdzie światła jest mało poradziłaś sobie bardzo dobrze. Ja Ci mówię, że Twój aparat Cię bardzo lubi ;)
OdpowiedzUsuńKasiu, dziękuję Ci bardzo :)
UsuńNaprawdę uważasz, że nie są najgorsze??? Toż chyba odlecę - takie stwierdzenia od eksperta, to miód na moje serce :)
A pogoda nie rozpieszcza ...
Buziaki :)
Jestem zachwycona tym wisiorkiem! Kaboszon jest przepiękny, kojarzy mi się z popękaną taflą lodu :) Nic dziwnego, że takie cudo tak lekko Ci się szyło :)
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję :) Mnie też ta ceramiczna łezka skojarzyła się z taflą lodu :)
UsuńTakie proste wisiorki, zdecydowanie mają w sobie to coś, bardzo mi się podoba:)
OdpowiedzUsuńDziękuję Natalko - proste wytwory są uniwersalne i to jest ich ogromną zaletą :)
UsuńAsiu wisior jak zwykle wspaniały, piękny ten kaboszon, bardzo efektowny :) nie wiem co Ty chcesz od zdjęć przecież świetnie wyglądają ;)
OdpowiedzUsuńAsiu, dziękuję Ci :)
UsuńA zdjęcia ... Cóż zawsze mogą być lepsze, ale jeśli Was nie rażą, to tym bardziej się cieszę :)
Pozdrawiam :)
piękny ten naszyjnik :) jest bardzo elegancki... taki naszyjnik, to wkładałabym na wszystkie wielkie okazje :)
OdpowiedzUsuń